sobota, 26 marca 2011

Nowy, stary mityczny wróg numer jeden!

Z niecierpliwością  oczekiwałem na "Drugie śniadanie mistrzów" emitowane na kanale TVN 24. Wpis miał być na tematy różne i interesujące. Kto oglądał, ten wie i wyciągnie wnioski z tego co zostało powiedziane w programie. Uważam jednak za zasadne zawęzić pole wpisu. Premier sprowokował mnie niektórymi swoimi słowami do napisania tego tekstu. Wcześniej byli Żydzi, Masoni, Agenci, Postkomuniści, Liberałowie. Dzisiaj nastał czas URZĘDASÓW! Marcin Meller oraz inni goście zaproszeni do programu zapędzili premiera w kozi róg, ponieważ głównym pytaniem do premiera było: Czy są inne argumenty za ponownym wyborem Platformy Obywatelskiej oprócz odsunięcia Prawa i Sprawiedliwości od władzy? Mimo, że Tusk nie znał wcześniej pytań to jest na tyle inteligentny by przewidzieć, ze karta o nazwie PiS jest już spalona. Na potrzeby zakrycia własnych niedopatrzeń, zaniedbań i błędów trzeba było wykreować nowego wroga publicznego. Tym wrogiem okazała się klasa urzędnicza, która z wiadomych względów nie może się bronić. Urzędnicy nie mają związków zawodowych, nie mogą organizować strajków, są zależni od władz, dlatego wszyscy w poniedziałek w polskich urzędach będą mogli tylko po cichu przeklinać szefa rządu. To było genialne posunięcie marketingowe. W końcu nawet jeśli przeciętny Polak nie widział na oczy urzędnika, to niepodważalną prawdą szarej ulicy jest, że urzędnik to same ZŁO. Zero wartości dodatniej. Przecież stworzono ich tylko po to by uprzykrzać wszystkim obywatelom życie. Całkiem dobry początek by rozpalić złość Polaków, których dosięga bezrobocie, słaba płaca itd. Nikt jednak chyba nie dokonał rzetelnej  analizy sytuacji w polskich urzędach. Dlaczego jest jak jest i dlaczego prawdopodobnie ku memu rozczarowaniu lepiej nie będzie?
Bolączki administracji, które wpływają na jej zły całokształt:
  • Rozrost administracji jest zależny od ilości zbędnych praw wymyślanych przez organy ustawodawcze oraz nowych, co roku większych zadań nakładanych na urzędy. Tak jak murarz, czy inny robotnik jest w stanie pracować do kresu swoich sił tak samo jest z urzędnikiem, czy każdym innym zawodem.
  • Rozrost administracji zależny jest od decyzji politycznych. Zauważalne jest, że największy przyrost administracji w danej kadencji jest zawsze po wyborach. Przychodzi nowa ekipa rządząca. Trzeba zatrudnić przecież swoich ludzi, bo jak tu pracować z osobami związanymi z zeszłym układem politycznym. Problem tyczy się głównie urzędów centralnych, ministerstw itd. Trudnością wcale nie największą jest zatrudnianie nowych osób. Szkopuł w tym, że bardzo ciężko zwolnić osoby zatrudnione w zeszłym układzie politycznym. Takim sposobem po zmienianiu się kolejnych rządów liczba osób nawarstwia się i nawarstwia. Nie wiadomo po co? To samo dotyczy urzędów wojewódzkich będących aparatami pomocniczymi wojewodów, czyli rządowych organów terenowych.
  • Super konkursy na stanowisko. Wszystko miało być transparentne, rzetelne, a w konkursach mieli wygrywać najlepsi fachowcy. Niestety praktyka pokazuje, że konkurs idzie tak ułożyć, że wymagania na dane stanowisko jest w stanie spełnić tylko jedna osoba. Z góry wiadomo kto wygra. Takim sposobem w urzędach tworzą się towarzystwa wzajemnej adoracji, czyli SWOI.
  • Osoby na stanowiskach urzędniczych często nie mają wykształcenia, które predysponuje dane osoby do wykonywania zawodu. A więc zamiast fachowców nawet po po technikach, czy szkołach policealnych mamy etnologów, filozofów i innych profesji niezwiązanych z tematem. Nie mam nic przeciwko takim osobom, ale zdecydowanie lepiej byłoby gdyby poszukiwali pracy w swoich zawodach.
  • Uważnie śledząc idealny model biurokracji Maxa Webera można natknąć się na wzmiankę o tym, że  każdy z urzędników ma określony obszar działań, za które jest odpowiedzialny w zależności od własnych kompetencji. Dlatego też nie ma się co dziwić, że urzędnik nie zajmuje się wszystkim w urzędzie. Jego zadania są wyspecjalizowane i jeśli stoimy w długiej kolejce, nie mamy co oczekiwać, że zleci się sztab urzędników do obsługi kolejki skoro ma inne nie mniej ważne zadania.
  • Mit o zarobkach urzędników. Według wielu ludzi osoby pracujące w urzędzie zarabiają niewiarygodne sumy pieniędzy. Rozpiętość zarobków w administracji jest bardzo duża i szczególnie niesprawiedliwe są uszczypliwości w stosunku do osób, które na stanowiskach urzędniczych zarabiają o zgrozo minimalną krajową (to nie żart). Zamiast zazdrościć pensji naszemu sąsiadowi -  urzędnikowi powinniśmy się zastanowić, kto tak na prawdę zarabia duże pieniądze. Nie jest to prowincjonalny urzędnik. Są to zazwyczaj pracownicy średnich i wyższych szczebli urzędniczych w urzędach wojewódzkich, agencjach państwowych, ministerstwach itd. Jeszcze bardziej irytujące są odprawy dla wysokich dygnitarzy urzędniczych, którzy zwykle tracą swój urząd w wyniku nieudolności. To powinno być surowo zabronione !
  • Osoby stojące na szczycie danego urzędu jak dyrektor, naczelnik, prezes itd. nie są wybierane w drodze konkursu z pośród pracowników danej instytucji. Są to zazwyczaj osoby z zewnątrz, narzucone z góry przez władzę, która ma do tego prawo. Po pierwsze powoduje to, że tak ważnego stanowiska nie otrzyma specjalista, tylko znajomy, który ani nie zna się na rzeczy, ani nie zna swoich pracowników.
  • Złe finansowanie urzędów. Pieniądze przesyłane z wyższych szczebli decyzyjnych są sztywne tzn. przeznaczone na określony cel, be zaznajomienia się z potrzebami danej jednostki. W efekcie zdarza się, że trzeba   wydać sporą sumę środków finansowych na zakup niepotrzebnych sprzętów komputerowych (inaczej pieniądze wrócą do źródła z powrotem), zamiast kupić np. brakujących długopisów, zszywek czy papieru do drukarek, bo i takie sytuacje się zdarzają. Błędem jest także ignorowanie potrzeby zwiększenia obsługi prawnej urzędów. Skutkiem takich praktyk jest to, że urząd może zatrudnić radce prawnego na 1/4 etatu i konsultować się z nim dwa razy w tygodniu po 4 godziny, jeśli nie mniej. A proces decyzyjny trwa i trwa w najlepsze.
  • Ostatnia, co nie znaczy że najmniej ważna kwestia - zachowanie. Wszyscy jesteśmy ludźmi. I choć nie powinno się to zdarzać to urzędnik czasem też nie jest w stanie zapanować nad negatywnymi emocjami. Jest sfrustrowany i wyżywając się źle postępuje. Jest to naganne, ale znam też drugą część medalu. Są ludzie, którzy idąc do urzędu z góry zakładają, że będą źle obsłużeni, a sami oczekują kawy, ciasteczek i podania kapci w zamian odpłacając pretensjami, wykrzykiwaniem i wyzwiskami.  Atmosfera w urzędach zależy także od petentów.
Spory wywód. Nie chciałbym tutaj zaklinać pracowników instytucji publicznych ani ich wybielać. Myślę, jednak że czarna łatka nie jest winą tylko i wyłącznie pracowników. W dodatku złe wrażenie potęguje to, że są opłacani z naszych podatków.
Na zakończenie zadedykuje Donaldowi Tuskowi werset 41 rozdział 6 Ewangelii według Św. Łukasza: "Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz