Przyznam, że z zaskoczeniem czytam informacje dotyczące wejścia Bartosza Arłukowicza do rządu PO. Niby zaskoczeń nie ma. Platforma od początku rządów walczy o elektorat lewicy zgarniając co ciekawsze nazwiska z areny politycznej. Wpierw Danuta Hubner, Włodzimierz Cimoszewicz, Jerzy Hausner i w końcu Marek Belka. Osoby te bezpośrednio nie weszły do partii, ale spełniły swoją rolę pomagając Platformie Obywatelskiej w zwycięstwach. O ile początkowo front narodowej jedności przypadł mi do gustu, to z czasem okazało się, ze w raz z napływem środowisk rozmyła się ideowość i chęć do reform. Co nie znaczy, ze obwiniam za to osoby o poglądach lewicowych, które współpracowały z partią Donalda Tuska. Niektórzy zaczynają się z tego przymierza powoli wycofywać jak np. Cimoszewicz, który zaczyna krytykować działania PO. Zastanawia mnie co skłoniło Bartosza Arłukowicza do takiego ruchu. Jako minister ma się zająć relacjami między administracją rządową, a ludźmi którzy czują się wykluczeni. Nie wiem co to za śmieszne zadanie. Właściwie trudno będzie pana ministra rozliczyć z jego działań. Jego zadania są . rozmyte i niejasne. Czy to ciepła posadka i dobre miejsce na liście wyborczej PO? Po części na pewno tak. Ja jednak próbuje się doszukiwać drugiego dna. Czy jednak w SLD nie było jakichś nacisków, konfliktów, a może szykowały się jakieś czystki? Tego być może się nigdy nie dowiemy. Nie ma co snuć teorii bez pokrycia w faktach. Nie daje mi jednak spokoju myśl, że Arłukowicz mógł być jednym z młodych liderów SLD (tam nie jest tak gęsto jak w PO). Miał zadatki na ministra choćby zdrowia na co pozwalałoby mu wykształcenie. Na pewno miałby ciekawszą posadę niż teraz. Uważam, że ruch który dzisiaj wykonał przysporzy mu więcej przeciwników niż zwolenników.
ale ch+jowy wpis
OdpowiedzUsuń