piątek, 22 kwietnia 2011

O religi słów parę

Dzisiejszy wpis będzie bardzo zwięzły. Tym razem nie będę wytężał umysłu by niektórych rozbawić, czy pobudzić do refleksji nad daną kwestią. Mam zamiar zaproponować czytelnikom swojego bloga lekturę wywiadu, który przeprowadziła Katarzyna Pruszkowska na łamach portalu www.interia.pl z dr Andrzejem Molendą, psychoterapeutą, psychologiem religii i autorem książki "Rola obrazu Boga w nerwicy eklezjogennej".
Zapraszam do lektury: wywiad

środa, 20 kwietnia 2011

Mądrość prymasa!

Rzadko chwalę słowa polskich hierarchów Kościoła Katolickiego. Wręcz można powiedzieć, ze odnoszę się ze sceptycyzmem do ich słów i czynów. Przynajmniej, jeśli chodzi o  duchownych, którzy są znani z mediów. Przechodząc do meritum, chciałbym pochwalić prymasa polskiego, którego słowa wyrażają także mój pogląd. Podczas konferencji prasowej w Gnieźnie rzekł: Jan Paweł II nie potrzebuje kolejnych pomników. Niech pomnikami będą nasze konkretne działania. Słowa te są wyraźnym sygnałem braku akceptacji dla pustych deklaracji i czynów. Nadchodząca beatyfikacja powinna zmusić wiernych do refleksji. Wszyscy na czele z księżmi i katechetami powtarzają jak mantrę: Jan Paweł II Wielkim człowiekiem był. Nic jednak z tego nie wynika. Znamy postać posągową. Nie wiemy jednak, co do nas de facto mówił. Jakie były jego myśli.  Mamy do czynienia z postacią mitologiczną. Powiedzienie czegokolwiek innego na temat Ojca Świętego spotyka się z potępieniem. Dlatego zadajmy sobie pytanie. Czy chcemy mieć plastikową figurkę z pod sanktuarium, czy prawdziwego nauczyciela i pasterza?

niedziela, 17 kwietnia 2011

Zmarnowane szanse

Polityka prorodzinna wydaje się być ważnym zadaniem, przed którym stoi ówczesne społeczeństwo Polski. Niedziela Palmowa została zdominowana przez ten temat dzięki PJN. Nic w tym dziwnego. W końcu za sprawą przewodniczącej partii jest to konik tego ugrupowania. Z zaciekawieniem przypatruję się tej nowej formacji politycznej. To ważne by poruszać tematy, które powinny interesować bardziej poczciwego zjadacza chleba niż polityczne kłótnie. O ile miałem jakieś oczekiwania i nadzieje wobec tego ugrupowania to dzisiejsza konferencja  ich niemal mnie zupełnie pozbawiła. Dla członków tej partii polityka prorodzinna to rozdawanie pieniędzy obywatelom. Wielce popularne w okresie przed wyborczym, szczególnie gdy walczy się o być, czy nie być danej siły politycznej. PJN zaproponowało ulgi w podatkach, indywidualne konta funduszy na cele edukacyjne, czy też comiesięczne wspieranie par, którym się urodziło dziecko określoną kwotą gotówki przez okres 12 miesięcy od narodzin dziecka. Niby partia prawicowa z tendencjami liberalnymi, a program  z tendencjami do przestarzałej myśli lewicowej. Rozdawanie wspólnych pieniędzy podatników bardzo kusi. I co z tego przyjdzie? Pieniądze się rozejdą z szybkością błyskawicy i nie wiadomo, czy pójdą na potrzeby dziecka, czy na rachunek za prąd lub co gorsza na kratę piwa. Wychodząc poza marnotrawienie środków finansowych chciałbym przedstawić długofalowe działania, dzięki którym na pewno więcej par zdecydowałoby się na potomstwo. Jeśli już mamy wydawać pieniądze to wydajmy je z pożytkiem dla ogółu i dla przyszłych pokoleń. Czy nie lepiej zamiast bezsensownego becikowego wybudować nowe przedszkola, żłobki, boiska, czy place zabaw? Ta infrastruktura to nie tylko puste obiekty. Dzięki nim dzieci mają nie tylko miejsca do zabawy. Szczególnie są one dla matek, na które najczęściej spada obowiązek wychowawczy. W czasie gdy dziecko uczęszcza do przedszkola, jego matka może w tym czasie zająć się życiem zawodowym. Jest jeszcze jeden plus takich rozwiązań. Osoby majętne, które siłą rzeczy płacą większe kwoty do budżetu państwa nie mają poczucia, że ich pieniądze są marnotrawione. Wszakże ich dziecko także może korzystać z tych obiektów. Wydawanie pieniędzy to nie tylko infrastruktura. Szczególnie ważnymi wydają mi się programy dofinansowania posiłków w szkołach dla uczniów z rodzin najuboższych. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak wiele dzieci głoduje. Zapewnienie przez państwo najsłabszym wartościowego posiłku jest nie tylko szlachetnym gestem, ale także powinnością ze strony państwa. Należy jednak pochylić się nad innymi dziedzinami życia, które pomogłyby we wzroście populacji Polski. Przede wszystkim ważne są zmiany w regulacjach prawa pracy. Mam na myśli głównie szczególną ochronę zatrudnienia kobiet w ciąży, w okresie macierzyństwa oraz okres powrotu do pracy. Z tymi regulacjami jest coraz lepiej. Choć najbardziej kuleje  ochrona zatrudnienia kobiety po powrotu z urlopu macierzyńskiego. Znane są sceny, kiedy kobieta po powrocie do pracy dostaje wypowiedzenie. Przykre to dla mnie, kiedy zmiany mentalne musi zastępować zmiana prawa. Pracodawcy często traktują kobiety w ciąży jak trędowate i próbują się ich pozbyć. Nie wiem z czego to wynika. Wszakże za urlop macierzyński oraz L4 w czasie ciąży po okresie 30 dni płaci ZUS. W czasie nieobecności pracownicy można zawrzeć umowę o pracę na czas zastępstwa, która ulega wygaśnięciu z dniem powrotu kobiety z urlopu macierzyńskiego. Na pewno wiele osób bezrobotnych nie pogardziłoby taką umową nawet, jeśli nie gwarantowałaby dłuższej współpracy między pracownikiem a pracodawcą. Wina nie leży tylko po stronie pracowniczej. Naganne są zachowania kobiet, które w okresie ciąży uciekają na L4 mimo, ze ich stan zdrowia pozwalałby na dalsze wykonywanie obowiązków w pracy. Ostatnią, ale istotną sferą, którą poruszę jest system podatkowy. Ulgi podatkowe na dziecko to nie tylko mydlenie oczu, ale także kolejna rzecz wymagająca wydatek ze środków państwowych. Czyż nie lepiej  obniżyć podatki i w ten sposób każdemu obywatelowi zostanie więcej pieniędzy w portfelu niż  oddać do ręki pieniądze danej grupie osób? Ulgi jako przypływ gotówki dla rodziny to tylko iluzja misternie tkana przez  kolejne rządy. Było już bykowe, było wyłączanie prądu. Ja mimo przeciwności losu zachęcam wszystkie pary by zdecydowały się na posiadanie dzieci, które dają więcej radości niż  koty i psy.

sobota, 16 kwietnia 2011

W rozkroku między Sekwaną a Wisłą

Stacja TVN 24 donosi, że francuski rząd chce zaostrzyć prawo związane z usługami prostytutek. Pół roku więzienia, czy wysoka grzywna może zniechęcić co poniektórych z korzystania z tego typu usług. Oczywiście wszystko dla kobiet. Zmieniły się przyczyny. Kiedyś wyszydzano tą profesję ze względów obyczajowych teraz głównym celem jest ochrona praw kobiet. Oczywiście cel szczytny. Nie ma co dyskutować z tym, że jakiś odsetek prostytutek jest zmuszany, bity, szantażowany przez ich "opiekunów". Dochodzi także do  handlu żywym towarem. Nawet Rysiek z Klanu sprzeciwia się takiemu procederowi. 
A jak to wygląda u Nas? Oczywiście z punktu widzenia prawa zabronione jest nakłanianie, czy też zmuszanie do prostytucji. Samo zarabianie ciałem, czy korzystanie z tych usług już nie. Panie stoją wzdłuż uczęszczanych tras, co jakiś czas widać reklamę klubu nocnego. Czasami kierowca, aż bombardowany jest ilością takich miejsc, które mija w trakcie podróży. Prostytutki zmodernizowały się tak jak i reszta społeczeństwa. Z tego co udało mi się ustalić to istnieją specjalne vortale internetowe poświęcone ogłoszeniom pań lekkich obyczajów. Można także poczytać o dziewczynach, które za przelew oferują sex telefon, czy płatny pokaz na skype. 
Ostatnio modny w tym środowisku stał się termin sponsoring będący niczym innymi niż prostytucją. Dorobiono do niego jakąś ideologię, która nie tylko wybiela czyny tych kobiet, ale w pewien sposób zachęca nowe osoby do wejścia w  ten interes. Daje to im przede wszystkim ułudę, że to nie jest takie straszne jak każdy myśli.
Co jakiś czas w debacie publicznej pojawia się pomysł legalizacji prostytucji. Jest sporo przeciwników jak i sporo zwolenników. Czy chodzi o to, by prostytutka mogłaby nagabywać klienta na każdym rogu? Myślę, że nie. Wydaje mi się jednak, ze walka z prostytucją to jak walka Don Kichota z wiatrakami. Od dwóch tysięcy lat przeciwnicy nigdy nic ugrali.  Przez wieki prostytucja miała się dobrze, co potwierdza np. fakt, że co trzecia kobieta w średniowiecznym Paryżu była prostytutką. Głównym postulatem zwolenników legalizacji prostytucji jest utracony wpływ do budżetu państwa. Myślę, że to słuszne rozumowanie jednak niebezpieczeństwo kryje się w formie opodatkowania, które może wprowadzić możliwość prania brudnych pieniędzy. Niestety w Polsce nie dojdzie do takiej zmiany. Po pierwsze dlatego, że wielu z nas odpowiada stan zanurzenia w hipokryzji, gdzie zamiatamy problem pod dywan, nie zauważamy go, bo tak jest wygodniej. Druga przyczyna jest przewrotnie chyba  dotkliwsza. Prostytucja zginie śmiercią naturalną lub ulegnie marginalizacji. W wirtualnym świecie teraz jest wszystko możliwe. Umówienie się na seks bez zobowiązań jest o wiele łatwiejsze niż jeszcze parę lat temu. Zarówno mężczyźni jak i kobiety są coraz śmielsi w tych tematach. Tak więc czy prostytutki są jeszcze potrzebne?

środa, 13 kwietnia 2011

Bo warto błyszczeć?

Na wstępie chciałbym poinformować, że moja przerwa w pisaniu spowodowana była tym, że przez ostatni tydzień, a nawet dwa nie było nic we wiadomościach, informacjach co byłoby warto poruszyć, czy odnotować.
 Przechodząc do sedna sprawy chciałbym dzisiaj omówić sprawę bezpieczeństwa na drodze. Nie od dziś wiadomo, że bycie uczestnikiem ruchu drogowe jest niebezpieczne, czasem nawet może kosztować nas życie. Doszły mnie słuchy, że polscy posłowie (niestety nie wiem jakiej opcji) doszli do wniosku, że wszyscy obywatele powinni nosić odblaski. Teraz każdy pieszy będzie musiał nosić jakikolwiek odblask. Dotychczas taki obowiązek miały osoby do 15 roku życia. Wiedzieliście o tym? Ja, nie. To samo już świadczy o tym, że prawo jest martwe. W końcu zauważyłbym, że dzieci uczęszczające do szkół zaopatrzone są w takie przedmioty. Tym bardziej rodzi to wątpliwości, czy dorośli dostosowali by się do nowego prawa. Czy noszenie odblasków ma sens? Pewnie, że tak szczególnie tam gdzie nie ma chodnika, latarni i innej infrastruktury polepszającej życie pieszego. Uważam jednak, że nowy pomysł nic nie zmieni. Statystyka nadal będzie nieubłagana i w konsekwencji zyskają tylko producenci odblasków. Jak może być bezpiecznie na drodze, kiedy nie ma pieniędzy by ją oświetlić, czy wyposażyć w chodnik lub barierki. Tych braków można wyliczać jeszcze sporo. Jako, że mamy wysoki deficyt budżetowy to najlepiej (według posłów) zrzucić koszt poprawy bezpieczeństwa na obywatela. W końcu odblaski same się nie kupią. Czy nawet przy takim zakupie coś się zmieni? Dałbym sobie rękę uciąć, że nie. Brak rozsądku osób sięgających po kieliszek przed jazdą samochodem, a także brawurowa prędkość są głównymi przyczynami zgonów na drogach. Odebranie prawo jazdy nie jest dotkliwym środkiem karnym. Osoby ukarane czują się bezkarne i jeżdżą bez dokumentów zezwalających na prowadzenie pojazdów. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem obok edukacji przyszłych pokoleń jest wysoki mandat. Edukacja jest coraz lepsza, choć jeśli babcia odprowadzająca wnuczka do szkoły przebiega w nieprzepisowym miejscu to mam wątpliwości co do jej skuteczności. Uczymy swoje dzieci poprzez własne zachowania. Jeśli nie będziemy sami zważać na to jak zachowujemy się na drodze to nasze dzieci też tego nie zrobią. Wracając jednak do mandatów. One w tej chwili także nie są skuteczne. Są przede wszystkim za niskie i nie dostosowane do zarobków danego obywatela. Kara ma być dotkliwa. Z tego względu 1000 zł dla osoby zarabiającej minimalną krajową będzie dotkliwa. Natomiast dla osoby majętnej nie będzie to nic czym mogła by się przejąć. Nie chcę generalizować, ale to osoby bogate najbardziej szaleją swoimi wypasionymi brykami przekraczając dopuszczalne prędkości. Obserwując wzrost wysokości mandatów u naszych południowych sąsiadów zauważam, że Czesi po swoim kraju jeżdżą bardzo ostrożnie. Czy twarde prawo by coś zmieniło? Mam nadzieję, że tak. Aczkolwiek każdy naród w konkretnej sytuacji może zachowywać się zupełnie odmiennie.

sobota, 2 kwietnia 2011

Ślązak? Niemiec czy Polak?

Od paru tygodni za sprawą powszechnego spisu ludności pojawia się pojęcie narodowości śląskiej. Jedni przekonują by w rubryce narodowość wpisać Ślązak, z kolei inni by wybrać opcję Polaka. Która wersja jest lepsza? W moim przekonaniu ta, która jest zgodna z przekonaniami osoby odpowiadającej na pytania w kwestionariuszu. Na pewno istnieje coś takiego kultura śląska, która jest bogata nie tylko we własne akcenty, ale także polskie, niemieckie, czy czeskie. Różnice są zależne od tego pod wpływem jakich państw znajdował się kiedyś dany teren. Niektórzy uważają jak Joanna Kluzik-Rostkowska, że można być jednocześnie Ślązakiem oraz Polakiem i są takie zdania, jak te które podziela środowisko PiS, że Ślązak to Kryptoniemiec. W mojej ocenie żadne z tych zdań nie do końca prawdziwe albowiem większość osób, które uważa się za Ślązaków nie utożsamia się ani z byciem Polakiem, ani z byciem Niemcem. Nawet wydaje mi się, że ta narodowość to jest tak na pokaz by dać zrozumienia, że jest się kimś lepszym od Polaka. Co więcej warto zaznaczyć, że głównym motywem "Ślązaków" nie jest język śląski, kultura, lecz autonomia.W czasie II Rzeczy Pospolitej Śląsk otrzymał status autonomii. Gorącym zwolennikiem tej koncepcji był znany śląski działacz Wojciech Korfanty. Faktem jest, że w tym czasie budżet Śląska był większy od budżetu reszty kraju. Dlatego teraz autonomia jest głównym postulatem Ślązaków. Jawi się im jako panaceum na "Zło z Warszawy" oraz wspaniałe El Dorado. Zapomnieli jednak, że w dwudziestoleciu międzywojennym nie chodziło wcale o pieniądze (może lepiej napisać nie tylko), a o kulturę i tożsamość śląską. Było to możliwe za sprawą ilości osób, która przynależała do tej mniejszości narodowej. A dzisiaj? Dzisiaj czekam ile z pośród 4,6 mln obywateli województwa zaznaczy, że jest Ślązakiem. Myślę, ze dobry wynik to będzie 5-8%. Dlatego nie ma się co bać ani RAŚ, ani pisowskiej grozy. Lepiej sobie puścić Świętą Wojnę, zjeść roladę z kluskami śląskimi i spoglądać na wszystko z przymrużeniem oka.